Mamy jesień. Słońca na niebie coraz mniej. Prawie wszyscy jesteśmy już po wakacjach i w najbliższym czasie nie planujemy wylegiwania na plaży w tropikach.
Słabe będzie to, do czego się zaraz publicznie przyznam – za młodu, ekhem… zbierałam namiętnie i regularnie każdy numer Cosmopolitana. Jeśli miesięcznik fundował czytelnikom seks – przewodnik po 50 pozycjach rodem z głębokiego Texasu bacznie przyglądałam się czy przypadkiem nie trafiłam na pogniecione rogi czasopisma – wtedy z uporem maniaka szukałam egzemplarza, który był bez skazy. Po przyjściu do domu układałam przewodnik na starannie ułożoną kupkę i czekał on na lepsze czasy ;-) Żartuję. Nie zdążyłam nawet ściągnąć butów, a już obczaiłam zajawki artykułów. Ach, te nastoletnie czasy :-) Nie wiedząc o istnieniu Photoshopa zachwycałam się idealnymi ciałami modelek prężących się na stronie tytułowej i zazdrościłam im świeżego spojrzenia, nieskazitelnej cery i ust Angeliny Jolie zwilżonych i jędrnych niczym parówki Berlinki.
Zawsze staram się pakować kompaktowo. Jednak za każdym razem, gdy wyjeżdżamy, mam ochotę teleportować całą zawartość mojej łazienki, w której każdy kosmetyk jest na wagę złota i wydaje się być niezbędny. I gdyby nie zdrowy rozsądek oraz ograniczona pojemność bagażnika a także limity wagowe bagażu lotniczego, to zapewne wzięłabym ze sobą wszystko łącznie z frezarką, plastrami do depilacji i świecami zapachowymi. O, zdrowy rozsądku! ;-)
Mam coś z kameleona, który lubi od czasu do czasu pokazać swoje kolory i zaprezentować się otoczeniu. Bywam ekshibicjonistycznym stworzeniem, które lubi dobrze się czuć w swojej skórze, a jeśli może tę skórę jeszcze poprawić – to ja wchodzę w to jak w masło. Nie oszukujmy się, podczas gorącego lata trudno o okrycie się workiem na ziemniaki, tak aby się się rozpuścić razem z nim podczas upałów. A skoro wypada wyrzucić z szafy wszystko co zakrywa nas szczelnie od stóp do głów i postawić na lekkie i zwiewne ciuchy, to trzeba mieć na uwadze to, że np. nasze blade i posiniaczone nogi mogą się wybitnie średnio prezentować w duecie z krótką kiecką.
Jeśli śledzicie mnie na Facebook’u to dobrze wiecie, że wyciskam na klatę 180 kg i potrafię przepłynąć Wigry wpław w 2 minuty. A jeśli śledzicie mnie na Instagramie to wiecie, że mam w talii tyle co w szyi. A jeśli nie śledzicie, to Wasza strata ;-)
Żarty żartami, jednak masa sama się nie zrobi, nie wspominając o talii osy i sześciopaku ;-) Triceps mam w planach dopiero na 2015 rok. Cudowne 9 miesięcy podarowało mi nie tylko mojego kochanego Iventego. Dostałam w gratisie przeszło 20 dodatkowych kilogramów, których przybywanie odbywało się systematycznie na przestrzeni tych 39 tygodni. W ósmym miesiącu ciąży, gdy ujrzałam pewną tajemniczą liczbę na wadze, obiecałam sobie, że więcej na wagę nie stanę dopóki pierwsza cyfra nie będzie niższa o 2 jednostki.
Nie spodziewajcie się, że dokonam analizy składu poszczególnych kosmetyków. Nie lubię elaborować, lubię konkretne, spójne, kierunkowe informacje i w taki sposób postaram się Wam przedstawić główne kryteria, którymi powinniście kierować się przy wybieraniu odpowiedniego kremu z filtrami UV dla swojego dziecka.
Co jest dla mnie niezwykle istotne i czego będę się ściśle trzymać w pierwszych latach Iventego: