Często karmię Was na blogu pięknymi obrazkami, słodkimi przemyśleniami i wydumanymi tezami. Wszystko ubrane w zgrabne słowa, ze słownikową składnią (czasami upstrzoną ortograficznymi bykami), optymistyczne, napchane frazeologią i demagogią.
Od kiedy pamiętam zmagałam się w myślach z moimi niedoskonałościami. Już w przedszkolu zazdrościłam szczupłej Asi, która trenowała balet. Była drobna, miała białe jak śnieg włosy i pięknie tańczyła na przedstawieniach. Zawsze się uśmiechała i szaleli za nią wszyscy przedszkolni amanci.
Tyle się ostatnio mówi o tym, że kobiety samotnie wychowujące dzieci bywają zgorzkniałe. Że trudno u nich o jakiekolwiek pokłady optymizmu albo jeśli pojawi się u nich uśmiech na twarzy, to tylko na chwilę.
Nigdy nie sądziłam, że będę rodzicem, którego dziecko już w tak wczesnym wieku będzie zmagać się z tą chorobą. Wydawało mi się, że regularnie sprawdzam stan zdrowia moich maluchów i nic takiego nas nie spotka. Przeliczyłam się.
Każdy związek ma jakieś swoje tajemnice. Jak to mawiał mój znajomy – jedni chodzą na smyczy wieczorami a drudzy robią sobie na głowie dwie studenckie kitki. My co prawda nie mamy tego typu fantazji, ale kto wie, co czas pokaże ;-)
Nie wiem, czy mamy podobne zdanie na temat, który za moment poruszę. Przyznam jednak, że jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń z nim związanych. Momentami mam wrażenie, że ten internetowy światek (ze mną na czele) odrobinę zagalopowuje się w swoich osądach i wszystkich próbuje wrzucić do tego samego worka.
Myślałam, że te mity na temat ciąży i macierzyństwa pochodzą od nas samych, czyli matek. Że to my jesteśmy głównym powodem obecnej sytuacji, do której zalicza się m.in. wybitnie błędny pogląd na temat karmienia piersią i benefitów z tym związanych.
marzec 2017
2 lata temu, dokładnie w marcu 2017 roku spędziłam kilka dni z moim Juniorem w szpitalu. O powodzie naszego pobytu może innym razem.