Kogel mogel jest jednym z najbardziej wyrazistych smaków mojego słodkiego dzieciństwa. Zaraz obok lizaków z cukru, które robił dla mnie Tata i makaronu z twarogiem, który majstrowała dla mnie Mama.
Podobno każdy facet ma swoją własną i dość nieskomplikowaną instrukcję obsługi. A ja powiedziałabym, że przybijam piątkę w tej kwestii i zgadzam się z tą tezą chyba w całej rozciągłości. Dać się wyspać, nakarmić i przytulić. Z małymi tylko wyjątkami ;-)
Nadeszła chwila prawdy – po drugiej ciąży zostało mi jeszcze 10 kilogramów. 10 wybitnie ciężkich i wkurzających kilogramów, które mam zamiar zrzucić, zgubić, pozbyć się, wyrwać, oddać – cokolwiek. Cokolwiek, niech tylko już nie będą dzielić ze mną tej samej łazienki, łóżka, ciała! Nie żartuję!
Jak łatwo oceniać, szufladkować, doklejać łatki, wydawać osądy, wyrokować i pieprzyć głupoty. Tak wspaniale przecież jest znaleźć ofiarę, taką matkę na ten przykład, i jechać po niej jak po łysej kobyle.
Pompony z bibuły były dla mnie wyzwaniem. Po pierwsze – z bibułą nigdy wcześniej nie miałam styczności [za wyjątkiem przedszkolnych prób robienia marzanny i farbowania włosów w pierwszych klasach szkoły podstawowej]. Po drugie wydawały mi się bardzo pracochłonną ozdobą, i …
Nie wiem jak w Waszym przypadku, jednak w moim to czas okazuje się być moim najlepszym nauczycielem. Nic innego nie daje mi do myślenia tak bardzo jak mijające dni i fakt, że z czymś stoję w miejscu albo jeszcze czegoś nie zrobiłam, a bardzo bym chciała. A ja nie lubię grzać tyłów, oj nie!
No i masz babo placek! Pół mojego żywota byłam święcie przekonana, że jeśli kiedykolwiek będę miała dzieci, to nie zrobię im tego, co kiedyś rodzice zrobili mi i mojemu bratu, czyli umieścili dwa trudne charaktery na jednym metrażu ;-)
Uwaga, czytajcie do końca, bo czeka na Was przy końcu niespodzianka! :-)
Karmienie piersią w moim przypadku nie należy do czystych przyjemności. Zarówno mój pierworodny Synal jak i mój drugi mały szkodnik to typy wyjątkowo oporne w tej kwestii. Tak, „oporne” to zdecydowanie właściwe słowo :-)