Myślałam, że już nic mnie nie zdziwi, jednak internet to zdecydowanie niewyczerpalne źródło sytuacji i chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. ;) Tak było i tym razem! :D
Jeśli dzisiaj logowaliście się na Facebooka, to jest duże prawdopodobieństwo, że zobaczyliście zdjęcie moich dzieci bawiących się w błocie. Zdjęcie to zobaczyło bardzo wiele osób, bo wg moich wewnętrznych statystyk o ile dobrze pamiętam, to dotarło do ponad 500.000 odbiorców, generując przy tym ponad 5.000 polubień i serduszek, i setki komentarzy.
„Ciekawych” czasów dożyliśmy. A może właściwsze byłoby użycie słów „smutnych” i dających do myślenia? Sami ocenicie. Nie mam dzisiaj na myśli wojny za miedzą, inflacji i problemów, które one za sobą niosą. Choć nie da się ukryć, że dotykają one właściwie każdego z nas, i generują coraz większą ilość problemów oraz ludzkich zmartwień.
Rozważania typu: „synowa VS teściowa” albo „teściowa VS synowa” (jak kto woli) to temat rzeka! Wcześniej kwestia ta zupełnie mnie nie dotyczyła. Mamy moich dawnych chłopaków czy narzeczonego nie były obiektem mojego zainteresowania. I pewnie vice versa, nie oszukujmy się ;-)
Inauguruję właśnie nowy cykl postów, do którego zainspirowaliście mnie w odpowiedziach w jednej z ankiet na moim FacebookStories i InstaStories! Oto i on. Będzie pojawiał się na blogu dość często, a czasami nawet codziennie, więc polecam zaglądać na blog regularnie. :-) Od razu zaznaczam, że to będzie bardzo luźny cykl postów pamiętniczkowych :P, w którym będzie dużo o codzienności, jeszcze więcej o pierdołach, i od czasu do czasu przemycę jakieś moje odkrycia, poproszę o jakieś Wasze polecenia i czasami sobie ponarzekam. ;-)
Jakiś czas temu napisała do mnie Joasia, która poprosiła mnie o radę. Swoją drogą – nie uważam się za osobę, która ma wykształcenie pozwalające mi radzić komukolwiek w temacie problemów małżeńskich. Jedyne, co mogę zrobić, to posłużyć się swoim doświadczeniem, by pokazać mój punkt widzenia. I tyle. Warto pamiętać, że każda sytuacja jest inna. Ponadto to Wy powinniście wyznaczać nieprzekraczalne granice w Waszych relacjach. Nikt inny tego za Was nie zrobi.
Skoro mamy sobotę, to wrzucam dzisiaj na luz i będzie na blogu trochę z przymrużeniem oka. ;-) Ostatni tydzień kosztował mnie wiele emocji, ale całe szczęście, że wszystko dzięki Waszemu zaangażowaniu zakończyło się happy end’em! :* Ci, co codziennie czytają moje nowe posty, wiedzą, co mam na myśli. Jeśli nie, to możecie je nadrobić zaglądając do mojego blogowego archiwum. Historia Ani poruszyła nie tylko mnie, ale również Was. Dziękuję za wszystkie wiadomości. :*
Jeśli czytaliście mój apel, który umieściłam na blogu 2 sierpnia, dotyczący „mamy patrzącej w telefon na placu zabaw”, to jest duża szansa, że chcecie poznać dalszy ciąg tamtej historii. A jeśli go nie czytaliście, to możecie przeczytać tę historię tutaj.