Po chipsach z kalarepy, buraka, jarmużu, jabłek i gruszek, przyszła pora na kolejną odsłonę. Tym razem warzywną! Nie wiem dlaczego jestem takim amatorem chipsów. To chyba kwestia tego, że większość chipsów sklepowych to ociekające tłuszczem twory, a ja lubię na przekór i na zdrowo.
Kiedy usiadłam do napisania tego tekstu, między mną a moim M. aż wrzało! Czytajcie do samiuchnego końca, bo w międzyczasie podrzucę Wam tajemnicze zaproszenie :-)
Jestem wielką fanką jabłek. Uwielbiam je jeść na surowo, klasycznie, odgryzając wielkie kawałki jednym „trrrrach!”. Tłoczę z nich także sok i piekę je w postaci przeróżnych ciast i tart.
Ostatnio kombinuję na wszystkie sposoby, aby ograniczyć w naszym domu mąkę pszenną. Nie ukrywam, że pszenne wypieki smakują mi najbardziej, ale cóż poradzę, że cholerstwo nie jest zdrowe…
Nigdy nie sądziłam, że moim problemem będzie zasypianie i budzenie się w środku nocy, a czasami nawet bezsenność. Raczej nie miewałam trudności w tej materii. Zasypianie przychodziło mi szybko a budziłam się zazwyczaj późnym rankiem.
Ostatnio znalazłam się w potrzasku. Serio :D Panika w oczach, pot na czole i te sprawy. Nie miałam zielonego pojęcia, co zafundować chłopakom na kolację. Nie skłamię, gdy napiszę, że lodówka była niemalże pusta, bo dostawę z jednego z marketów zamówiłam omyłkowo na dzień następny.
Jeszcze do niedawna była w Krakowie mała knajpka, w której podawano hiszpańskie przysmaki. Uwielbialiśmy to miejsce, bo nie trzeba było specjalnie na nic czekać. Na bieżąco były robione różne tarty, tortille, ciabatty i udawało nam się zjeść kawałki jeszcze ciepłe, wyjęte prosto z resturacyjnego pieca. Zazwyczaj braliśmy na wynosi i jedliśmy w domu.
To był przepis, który chodził za mną dwa lata! Aż w końcu przemogłam się! ;-) Zastanawiałam się jak zrobić marshmallows, słodkie pianki rozpływające się w ustach, i w końcu mam! Ten przepis jest jednym z najprostszych i udających się na 100% :-)