Bory Tucholskie chodziły za mną już 3 lata. Nigdy nie było nam do nich po drodze. Zresztą, rzadko kiedy wypuszczamy się w północną część Polski. I to był nasz największy błąd.
Już jutro wylatujemy do Norwegii. Spędzimy tam kilka dni, które mamy zamiar owocnie wykorzystać. Jak zawsze przed naszymi wspólnymi podróżami samolotem dobrze planuję sprawę pakowania. To jest dla mnie bardzo istotne, aby podczas podróży z dzieckiem [ szczególnie tej lotniczej] mieć wszystko co jest niezbędne przy sobie, dlatego …
Dość zbijania bąków i leżenia do południa. Niebawem pakujemy walizki do auta i ruszamy na nasze około-spontaniczne wakacje. Przez najbliższe cztery tygodnie zwiedzymy kawałek Polski [w tym nasze piękne, polskie morze, nad którym byłam lata świetlne temu] conieco Norwegii i Irlandii.
Wrocław jawi mi się w głowie jako moja osobista, ogromna chmura tagów. Nasza ostatnia, wyjątkowo krótka wycieczka odświeżyła mi w głowie tę chmurę haseł bardzo bliskich mojemu sercu.
Zastanawiałam się kiedy ona nadejdzie. Zastanawiałam się czy ją rozpoznam. Zastanawiałam się także w jaki sposób będziemy jej zaradzać i jak długo będzie ona trwać. Teraz już wiem. Ona przyszła i się wygodnie rozsiadła. Jednak my wcale nie przyjęliśmy jej z otwartymi ramionami, jadłem na stole i popitą w kieliszku. My walczymy.
I am sitting in my comfy chair.
And old lamp is lighted just next to me. Ivo is asleep. He takes a deep breath from time to time while asleep – I bet he is dreaming about those bees he saw today, mingling among clovers. I adore those moments. I save them in my mind for good. I know they’re worth it.
Siedzę wygodnie.
Obok mnie świeci stara, abażurowa lampka. Iventy drzemie. Raz na jakiś czas lekko wzdycha – pewnie śnią mu się dzisiejsze pszczoły latające między kwitnącą koniczyną. Uśmiechnął się lekko. Uwielbiam dostrzegać te ulotne momenty. Zapisuję je sobie trwale w pamięci. Wiem, że warto.